Mój powrót do formy i wagi oraz przygoda z bieganiem
Od zawsze miałem styczność ze sportem, od 11 roku życia trenowałem piłkę nożną w klubie. Do około 28 roku życia oprócz codziennych obowiązków regularnie (kilka razy w tygodniu) chodziłem na treningi a w weekendy grałem w meczach IV ligi.

Dodatkowo grałem w ligach szóstek piłkarskich. Moje życie związane było z piłką nożną nie tylko poprzez grę na boisku, ale również poprzez kibicowanie mojej ukochanej Legii. Od 14 roku życia towarzyszyłem mojemu Klubowi również na wyjazdach od Doniecka do Lizbony. Przez tyle lat nazbierało się 241 wyjazdów. Nie ma co ukrywać, tryb życia kibica to piwko, fast foody itp.

Po zaprzestaniu gry w klubie oraz zmianie pracy na cięższą i w większym wymiarze godzin tryb życia uległ zmianie na „osiadły”. Na co dzień nie mogłem obyć się bez kolorowych napojów gazowanych (nawet 1,5 l dziennie), czasami towarzyszyły temu chipsy lub inne przekąski. Okazjonalny udział w szóstkach był niewystarczający by utrzymać formę i wagę, i tak toczyło się życie… Kulminacyjnym punktem było wyjście na jakąś imprezę do znajomych.

Okazało się że nie mogę dopiąć się w dżinsach 🙂 wtedy nie było mi do śmiechu.

Jakoś wciągnąłem spodnie, ale na imprezie nie mogłem się ruszać. Wówczas waga wskazywała 92 kg przy wzroście 171 cm.

Postanowiłem coś z tym zrobić.

Pierwszą rzeczą było odstawienie napojów i przekąsek oraz zmiana odżywiania się. Alkoholu – piwa (bo od innych stronię) nie tknąłem przez min 4 miesiące. Z codziennej diety wyeliminowałem pieczywo zastępując je suchym pieczywem, wprowadziłem więcej nabiału i gotowanego mięsa, napoje zastąpiłem wodą mineralną nie źródlaną, zwracając uwagę na jej wartości mineralne. Ok godz. 18 jadłem ostatni posiłek, później mógł być ew. jakiś owoc. Nie wzorowałem się na żadnej konkretnej diecie.

Pomału zacząłem biegać (2-3 km) pomimo mrozów, kupiłem sobie hantle. Codziennie robiłem przysiady, brzuszki i pompki, oczywiście na początku po kilka powtórzeń, później już 10-kami. Jeśli miałem więcej czasu i siły wprowadzałem nowe ćwiczenia (posiłkując się przykładami z gazet i netu). Na wadze zaczęło ubywać kilogramów, organizm przyzwyczaił się na nowo do wysiłku nie było to wszystko takie proste biorąc pod uwagę mój tryb pracy.

Od zawsze wstawałem o świcie, zdarzyło się też, że jakiś czas pracowałem w nocy. Pracę mam do tej pory fizyczną, z nienormowanym czasem pracy, również w soboty, a w tamtym czasie i w niedzielę. Trudno zatem było to wszystko pogodzić. Mam jednak silną wolę i dałem radę. Teraz nadal ćwiczę, choć bieganie jest na pierwszym miejscu.

Odżywiam się „normalnie”, sporadycznie potrafię pozwolić sobie na chipsy czy paluszki do piwka.  Z czasem zacząłem wydłużać dystans, czułem że mam więcej sił i mogłem przygotowywać się do biegów na 5 i 10 km.

Pierwszym biegiem był bieg Powstania Warszawskiego na 10 km. Później potoczyło się już samo… i w tym roku w marcu zaliczyłem pierwszy swój półmaraton. W debiucie osiągnąłem czas 1:43:44. Na dzień dzisiejszy mam zaliczone 4 półmaratony i niezliczoną liczbę biegów na 5, 10, 13 i 15 km.

Prawdziwe trenowanie biegania zaczęło się w styczniu br., gdy poznałem ludzi z grupy Team ZabieganeDni.

Wspólne treningi pozwoliły na systematyczne bieganie i różne formy treningu (bieg z oponami, bieżnia, wybieganie, podbiegi i inne). Wymiana doświadczeń, porady i sugestie, a także poznanie nowych, super ludzi – są bezcenne. Takie wspólne bieganie bardziej mobilizuje, wspieramy się nawzajem, nakręcamy się wynikami, staramy się tym bawić ale i dopingujemy się w trudnych chwilach. W tej grupie jest moc!!

Niby ta sama koszulka a jednak jakby inna 😉

A… i zapomniałem napisać o najważniejszym – teraz ważę 72 kg 🙂

Marcin