Na to pytanie odpowiedź znajdziecie poniżej, w historii naszego teamowego kolegi Marka:

Temat brzmi bardzo głupio, szczególnie dla Teamu ZabieganeDni, który bieganie ma w swojej nazwie. Pomyślałem, ze może tym postem jeszcze bardziej zmotywuję innych do biegania.
Nie wspomnę już o tym że Sebastian sugerował aby coś napisać o sobie, a trener ma zawsze rację.

Czas biegnie i my staramy się biec razem z nim. Aby nie pozostać w tyle, nadrobić zaległości biegowe z lat ubiegłych i zyskać coś dla siebie dla zdrowia i ducha. Minęło w listopadzie trzy lata mojej przygody z bieganiem i trzy lata od pierwszego biegu w ramach Parkrunu Warszawa-Praga. Jest okazja na małą refleksję. Koniec sezonu biegowego i przygotowania do nowego, to czas podsumowań i planów na przyszły rok. Poza tym Dzień Dziadka skłania do wspomnień.

Nie chcę tym postem promować w jakiś sposób swojej osoby. Chcę zachęcić innych niezdecydowanych, łącznie z tymi wcześniej urodzonymi, do systematycznego uprawiania sportu jako jednego z warunków zdrowego trybu życia. Ja polecam bieganie – sport łatwy i tani. Biegać można zawsze i prawie wszędzie. Na początek wystarczą tylko buty i chęci. Brak przeciwwskazań zdrowotnych, zdrowe serce i układ kostny to podstawowy warunek. Poziom wysiłku zawsze można dostosować do swoich warunków zdrowotnych i starać się słuchać własnego organizmu. Oporni mówią, że nie warto cały rok biegać aby latem przez dwa tygodnie ładnie wyglądać na plaży, bez oponki czy mięśnia piwnego. Ja mówię, że warto nawet wtedy jeśli w czasie urlopu będzie niepogoda i nie pokażemy się w kostiumie kąpielowym. Można ten czas wtedy wykorzystać sportowo i wrócić naładowanym energetycznie.

Mój początek nie był lekki. Wiek niezbyt odpowiedni, stan zdrowia po operacji raka jelita grubego
i brak jakiegokolwiek obycia biegowego. Jednocześnie ciekawość, chęć rozwoju i walki ze samym sobą sprawiały, że określenie symboliczne – ból, krew i łzy, stawało się adekwatne do sytuacji. Biegaj tak, aby nie zrobić sobie krzywdy – to odpowiedź lekarzy na moje pytanie. Sceptycyzm ze strony rodziny i znajomych, wypowiedzi typu – przez sport do kalectwa, co ty robisz na stare lata, przejdzie ci to szybko, nie dasz rady, dawały wiele do myślenia, ale jednocześnie wprawiały w ruch. Moja natura jest taka, że jeśli jest opór lub problem to trzeba go pokonać i rozwiązać.

Duże doświadczenie zyskałem biegając wspólnie w ramach Parkrunu, za co jestem bardzo wdzięczny organizatorom i uczestnikom sobotnich biegów. Cenne okazały się wskazówki dotyczące sposobu
i techniki biegu, ubioru i butów oraz odżywiania. Nieocenionym jest wsparcie duchowe w czasie biegu i czas poświęcony przez innych, bardziej doświadczonych, na wspólny trening. Postęp następował powoli, proporcjonalnie do systematycznych treningów i zaangażowania mentalnego. Wzrost poziomu endorfin doprowadza do lekkiego uzależnienia od biegania. Powoduje to dalszy wzrost systematyczności treningów, znajdywanie czasu na bieganie (często kosztem innych spraw)
i wyszukiwanie biegów grupowych w których można pobiec. Okazuje się że rozwój sportowy następuje bez względu na wiek. W pierwszym roku biegania zaliczyłem pierwszy w życiu półmaraton (Błonie – Borzęcin Duży 2016) w czasie 02:01:37 godz. Uwierzyłem w siebie, że mimo wieku
i kategorii M60 można coś z siebie wycisnąć. Pojawiło się marzenie o maratonie i nadal pozostaje
w sferze marzeń.

Czy zdrowie na tym nie ucierpiało? – pytają znajomi. W moim przypadku nie, wręcz przeciwnie. Jest lepiej niż było. Wydajność mojego organizmu wzrosła bardzo znacznie. Nie znam stanu potocznie określanego padaniem z nóg, nawet po przebiegnięciu kilkunastu kilometrów. Odporność na stres wzrosła wielokrotnie. Człowiek śmieje się w sytuacji, w której innym byłoby blisko do płaczu. Parametry życiowe (wyniki analityczne) w środku normy. Przybyło energii wewnętrznej, wiele rzeczy chce się robić szybko (niecierpliwość), tu i teraz. Jedynie co zmalało, to rozmiar ubrania z XXL na L przy tej samej wadze ciała. W mojej ocenie nic tak nie rzeźbi sylwetki jak bieganie.

Dużego kopa energetycznego dały mi pierwsze sukcesy biegowe, oczywiście w mojej kategorii wiekowej. Ciężko jest walczyć z osobami, które były lub są wieloletnimi zawodnikami lub trenerami klubów, czy grup biegowych. Ale satysfakcja ze ścigania się z nimi i ewentualnego miejsca na podium jest wtedy ogromna. W żargonie biegaczy to skok na pudło. Udało mi się to czterokrotnie. Za każdym razem drugie miejsce w kategorii M60.

Czy osiągane wyniki można nazywać sukcesem sportowym? W pewnym sensie tak, ponieważ dają mi ogromną satysfakcję moralną, możliwość biegania wśród młodych i poznawania nowych ludzi zakręconych na punkcie biegania. Mimo że dla osób zbliżających się do wieku emerytalnego właściwym hasłem jest „mam czas na bieganie” w przeciwieństwie do hasła „biegam na czas”, oceną wyników są czasy uzyskiwane na biegach. Moje dotychczasowe życiówki to:
• 00:22:53 godz. – 5 km – Parkrun Warszawa-Praga 23.06.2018 r.
• 00:48:33 godz. – 10 km – Bieg Olszynki Grochowskiej 25.11.2017 r. (podium w M60)
• 01:51:28 godz. – Półmaraton Praski BMW 02.09.2017 r.
• Siódme miejsce męskiej sztafety PIT-RADWAR w Biegu Firmowym Warszawa 2018.

Plany biegowe na nadchodzący sezon to:
• utrzymać dotychczasową systematyczność biegania (3 razy w tygodniu i 100-120 km. miesięcznie),
• poprawić życiówki przynajmniej o pojedyncze sekundy,
• przekonać kilka innych osób do biegania,
• zapomnieć o maratonie.

Nie wiem, czy udało mi się kogoś zmotywować do biegania. Proponuję spróbować. Nigdy nie biegałem i nie rozumiałem ludzi biegających, dopóki nie zacząłem. Teraz jestem przekonany, że warto było. Szczególnie polecam bieganie w grupie, ponieważ uruchamia dodatkowe pokłady energii
w stosunku do biegania solo. Pozwala przenieść się duchowo w sprawy ludzi młodych i przynajmniej częściowo wyłączyć problemy życia codziennego.

Pozdrawiam wszystkich biegających, sympatyków, niezdecydowanych i przeciwników biegania.